Większości z nas cukier towarzyszy od samego dzieciństwa. Dobrze pamiętam czasy szkoły podstawowej, kiedy to na tak zwanych przerwach herbacianych można było w szkolnej stołówce, nabyć za 10 groszy kubek gorącej herbaty. Herbaty nalewanej do szklanek chochlami prosto z wielkiego gara. Herbaty strasznie słodkiej! Na prawdę, aż przesłodzonej. Chyba to właśnie wtedy przeszła mi ochota na słodzenie czegokolwiek. Od tamtego czasu piję tylko gorzką herbatę i kawę. Wszystko gorzkie.
Dopiero niedawno, od czasu do czasu nachodzi mnie ochota na coś słodszego. Przeważnie jest to mrożona kawa, albo koktajl owocowy. Nie słodzę ich jednak cukrem. O nie! Odkryłem stewię. Zupełnie naturalny słodzik pochodzenia roślinnego, który uwaga (!), nie ma w ogóle kalorii. Jest więc idealny dla cukrzyków ale i dla osób na dietach niskowęglowodanowych czy też redukcyjnych. Coś wspaniałego. Najczęściej używam stewii w proszku, ponieważ najłatwiej mi ją odmierzyć. Jest kilkadziesiąt razy słodsza od cukru więc starcza na prawdę na długo. Narzeczona z kolei wybiera stewię w płynie, którą można kupić w dobrych sklepach z żywnością ekologiczną.
Jeśli jeszcze nie znacie tego produktu, musicie koniecznie go sobie „wygooglać” i kupić! Stewia nadaje się do wszystkiego. Do osłodzenia herbaty, kawy, deserów czy też koktajli. Kefir 0%, truskawki, kostki lodu i szczypta stewii. Coś pysznego